MadieAD
Uniwersum tworzę od 2012 roku (tj. od 15 roku życia).
Dlaczego wydaję Friend From Space pod pseudonimem?
Bo jestem tylko kanałem transmisyjnym między wymiarami — zagubioną duszą dryfującą po grajdole nieszczęścia zwanym inaczej Ziemią.
Wolę kryć się w cieniu reflektorów, żeby lepiej widzieć gwiazdy.
...a tak całkiem serio?
Gdybym podpisała się imieniem i nazwiskiem, następnego ranka obudziłabym się z:
1. chipem (nie powiem gdzie),
2. Reptilianinem wychodzącym z mojej łazienki z sondą, klnącym na zepsuty kasownik pamięci,
3.
4. …i miłosnym listem od smutnych panów w czerni z ODOTE:
Gratulujemy. Za dużo wiesz. Zapraszamy do Strefy 51. Na zawsze.
A jak mnie zgarną za zbyt niewygodną prawdę, to WY nie dostaniecie kolejnych epizodów, które miały WAM otworzyć oczy. Więc póki co – nadaję z ukrycia.
Rzeczywistość to bug. FFS to patch.
Szczególne podziękowania dla Reptilian sp. z o.o.
Za syndrom sztokholmski, burdel na niebieskiej planecie i ślady ultrafioletowego żelu na kanapie.
(Bo to był najprawdopodobniej żel. To był ż e l, prawda?)
Edit:
Punkt 1 - odhaczony
Punkt 2 – zaliczony.
Nie pytajcie o punkt 3.
Było niezręcznie.
Jeszcze wam się nie znudziło?
To zapraszam na dokładkę — ze specjalnym nadzieniem. Ze szczyptą prawdy.
Wiecie, jak to jest być przekaźnikiem? Ciężko.
Ale pewnych rzeczy się nie wybiera.
Ukojenie przynosi dopiero pokora, zrozumienie... i wdzięczność za to, co się otrzymało.
Ciężko być empatą w dzisiejszych czasach.
Jeszcze trudniej — człowiekiem na Ziemi.
Wena, wizje, „pomysły” — zwał jak zwał — nie zawsze przychodzą jako radosne olśnienia.
Uniwersum FFS było kiedyś dla mnie ucieczką.
Miłym przystankiem dla umysłu — między zajęciami, życiowymi dramatami a wykładami.
Punktem zwrotnym w spotykaniu ludzi o otwartych umysłach.
A teraz?
Coraz częściej czuję, jak zwoje mózgowe skręcają się w supeł.
Spisanie tego, co mam w głowie, przynosi ulgę.
Jakby ktoś wreszcie przesunął igłę z zaciętej płyty.
Tylko że ta melodia nie przestaje grać, nawet po zapisaniu.
Więc przestałam z nią walczyć.
Nadaję jej brzmienie słowami.
Wsłuchuję się w to, co wszechświat ma jeszcze do powiedzenia.
To był impuls. Zapalnik.
Pod koniec 2024 roku poznałam kogoś, kto we mnie uwierzył.
Tak naprawdę, od serca.
Spojrzał w mój osobisty wszechświat...
i się nie przeląkł.
Wstrząsnął mną do głębi, powtarzając jedno zdanie:
„Wydaj to.”
Wydaj to. Wydaj to. Wydaj to.
Uzewnętrzniłam się pierwszy raz od lat.
Pokazałam komuś gwiazdy — tak, jak ja je widzę.
I nie tylko nie miał dość, ale pokazał mi światło tam, gdzie ja widziałam ciemność.
Wierzył we mnie tak mocno, że… uwierzyłam sama.
Ten mój osobisty kosmita — taki właśnie Przyjaciel z Kosmosu — sprawił, że podjęłam najważniejszą decyzję w życiu:
Dość pisania do szuflady.
Wydam książkę.
Wydam ten wszechświat, któremu poświęciłam serce i duszę.
Ustaliłam sobie deadline: 2025 rok.
Niech to będzie rok przełomu. Rok przebudzenia.
Po latach różnych paranormalnych doświadczeń chcę powiedzieć coś ważnego — bo już się nie boję:
Nie musisz nikomu tłumaczyć swoich uczuć.
Nie musisz usprawiedliwiać intuicji, ani tego, co czujesz w głębi serca.
Jeśli coś jest dla ciebie prawdziwe — to już ma wartość.
A jeśli ktoś mówi, że „sobie coś ubzdurałaś/łeś” — to tylko dlatego, że jego świat jest mniejszy niż twój.
Nie każdy potrafi patrzeć w gwiazdy tak jak ty.
Pisz. Twórz. Myśl. Otwórz umysł.
I pamiętaj:
świat potrzebuje takich ludzi jak ty.